Wszystko stało się bardzo szybko. Nagle. Bez żadnych uprzedzeń. Bez żadnych wyjaśnień, kilka sekund i było po wszystkim. Umarłam. Ale jak do tego doszło? Czy musiało tak się stać? Stos pytań kłębił się w mojej głowie, myśli szalały próbując uzyskać odpowiedzi. Pewnie zastanawiasz się od czego to wszystko się zaczęło? Ja też. Może zaczęło się od chorej fascynacji nawiedzonymi budynkami, może tak po prostu musiało być, śmierć za wszystkie lata życia tym co martwe, nienaturalne, nawiedzone...Wszystko skończyło się jednak na tym domu.
Znalazłam jego adres i historie w internecie, był idealny - zabójstwo w niewyjaśnionych okolicznościach, podwójne samobójstwo dwójki kochanków, składanie ofiary z człowieka podczas satanistycznych obrzędów - a to wszystko w przeciągu dwóch stuleci. Musiałam się tam dostać, fascynacja nie dawała za wygraną, pierwszy raz znalazłam dom o tak bujnej historyjce, był dla mnie jak skarb, jak zabawka dla dziecka, jak oderwanie się od szarej rzeczywistości dla dorosłego. Chore zainteresowanie w końcu wygrało ze zdrowym rozsądkiem, wiedziałam że tak się stanie, zawsze tak było. To była tylko kwestia czasu, kwestia godzin, kwestia dni. Właśnie tyle dzieliło mnie od końca.
Kiedy wreszcie stanęłam przed bramą domu, odetchnęłam z ulgą. Zamknęłam oczy robiąc pare głębokich oddechów. Rozejrzałam się, w okolicy nie było śladu życia, nawet nie słychać było żadnych ptaków. Nagle ogarnął mnie chłód i przeszły mnie dreszcze. Dzień był wyjątkowo chłodny jak na lato. Właściwie mogłabym przysiąc że 30 minut temu ruszając w drogę bluzeczka z krótkim rękawkiem była wystarczająca... Nieważne. Potrząsnęłam głową żeby pozbyć się zbędnych myśli, musiałam skupić się na tym gdzie jestem i co zamierzam zrobić.
Szybko rozejrzałam się dookoła budynku, jedyną opcją było wdrapanie się po bramie, więc tak zrobiłam. Następnie, szybkim krokiem stanęłam już przed domem. Wyglądał okropnie, aczkolwiek było w nim coś pięknego... Odpadający tynk, spleśniały porośnięty mchem dach, sfatygowane drzwi - to wszystko pokazywało od jak dawna nikogo tu nie było. Wszyscy przestraszeni historią domu trzymali się z daleka. Wszyscy oprócz mnie. Powoli, aczkolwiek z pewną niecierpliwością przekroczyłam próg domu, od razu poczułam zapach starości i wilgoci. Kilka kroków do przodu i trafiłam na kolejne drzwi, które w porównaniu do poprzednich wyglądały prawie jak nowe. Przekręciłam klamkę, weszłam do środka, ujrzałam hall i stanęłam jak wryta. Dom był w prawie idealnym stanie. Całkowicie wykończony, ze wszystkimi potrzebnymi meblami, z gablotkami, z półkami na których stały stosy książek. Zrobiłam kilka kroków w przód, kiedy rozległ się za mną huk rozniesiony echem w każdy centymetr kwadratowy domu. Przestraszona szybko się odwróciłam. Drzwi były zamknięte. To one tak trzasnęły. Pewnie jakiś przeciąg, wmówiłam sobie, ale już wtedy podświadomość mówiła mi że nie będzie to kolejny dom, o którym ludzie tylko wymyślali straszne historie.
Chory umysł kazał mi iść dalej i tak też zrobiłam, szłam prosto i znalazłam się w długim korytarzu. Wszystkie drzwi byłby zamknięte, szarpałam się z każdymi po kolei, za każdym razem bardziej zdenerwowana i rozczarowana. Po pięciu minutach spędzonych na próbie otworzenia ostatnich drzwi wrzasnęłam z frustracji.
Odwróciłam się w stronę początku korytarza i zaczęłam tam iść kiedy je zobaczyłam...
Jedne drzwi były otwarte. Otworzyłam oczy ze zdumienia. Było to jak zaproszenie, jak propozycja nie do odrzucenia. Szybko podbiegłam do nich i stanęłam przed schodkami prowadzącymi na dół prawdopodobnie do jakiejś piwnicy. Biło stamtąd chłodem, który przenikał każdą tkankę w moim ciele, dostałam gęsiej skórki, włoski najeżyły mi się na karku. Zeszłam na dół. Odnalazłam włącznik światła, który po naciśnięciu o dziwo działał. Po zejściu na dół byłam trochę zawiedziona. Zwyczajna piwnica, z szafkami, dywanem, kilkoma przyrządami do ćwiczeń, nic co mogło by wskazywać na historię tego domu. Czy mogło być gorzej? Jak na zawołanie, światło nagle zgasło, rozległ się przeraźliwy krzyk roznoszący się echem po całym pomieszczeniu, wypełniający moją głowę i wszystkie myśli kłębiące się w niej. Upadłam na ziemie zakrywając rękami z całej siły uszy, niestety nic to nie dało. Nagle cisza. Tak idealna, że sprawiła wrażenie gorszej od wrzasku.
-Kto tu jest?!- Krzyknęłam przerażona, lecz znów odpowiedziało mi tylko echo.
W panice zaczęłam szukać latarki którą miałam w szerokiej kieszeni moich spodni. Cholera, nigdzie nie mogłam jej wyczuć. Wtedy, z dość dużej odległości zapaliło się światło latarki , wycelowane prosto w moją twarz. Światło kompletnie mnie oślepiało, teraz widziałam tylko ten przenikający blask. Usłyszałam szybkie kroki dookoła mnie, nie należały do jednej osoby, ani do dwóch, zdecydowanie, było ich więcej. A ja ? Ja stałam jak wryta, nie mogłam zrobić kroku, zupełnie jakbym zapomniała jak to się robi, strach mnie paraliżował, a światło latarki oślepiało, nie zauważyłam nawet, kiedy jego źródło znalazło się zaraz przed moją twarzą. Znowu rozległy się krzyki.
Z trudem rozpoznałam cztery różne głosy mówiące jakimś nierozpoznawalnym językiem. Chwila. Cztery osoby, dokładnie cztery osoby zmarły w tym domu, tak właśnie pisało w Internecie, prawda?! Nienamacalna siła rzuciła mną o ścianę, a samo uderzenie odebrało mi wszystkie siły, paraliżujący strach nagle minął, by jego miejsce zajął przenikający ból. Coś ciepłego o dosyć kleistej konsystencji spływało mi po głowie, przez szyje, aż do pleców. Od razu zgadłam, że to krew. Ledwo otworzyłam oczy światło się zapaliło, rażąc moje przemęczone oczy. Ujrzałam cztery postacie. Sine, martwe, jedna ze śladem po sznurze na szyi, druga z otwartą klatką piersiową i wszystkimi martwymi narządami na wierzchu, dwie pozostałe z czaszkami przedziurawionymi na wylot od kul i twarzami całymi we krwi. Wszyscy się uśmiechali, czego wtedy jeszcze nie rozumiałam.
-Zostaniesz z nami. – Usłyszałam szept tuż przy moim prawym uchu.
- Nikt nie przekracza progu tego domu dwa razy. – Rozległ się przeraźliwy syk przede mną. Skulona na podłodze nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu, zupełnie jakby mój umysł nie należał już tylko do mnie. Kobieta ubrana w białą szatę z siną szyją – najwyraźniej ta która popełniła samobójstwo- podeszła do mnie bezszelestnie, uśmiechnęła się odsłaniając czarne zęby po czym przemówiła.
- Kto umrze w tym domu, zostaje w nim na zawsze – Po czym zaśmiała się przeraźliwie wręczając mi do ręki nóż. Posłusznie go wzięłam – nie mając pojęcie dlaczego, zupełnie jakby ktoś kierował moimi rękoma – i przyłożyłam go sobie do krtani. Poczułam zimną stal. Właściwie, była to ostatnia rzecz, która poczułam, ponieważ szybkim ruchem ręki, przecinając tętnice zakończyłam swoje życie i tym samym rozpoczęłam nowe. Jako nowa rozrywka dusz, które nigdy już nie przekroczą progu tego domu. Jako jedna z nich.